29.09.2016 18:49
Wymarzony urlop cz. 2
Dzień 3
Rozpoczęliśmy dość wcześnie, wstaliśmy około 8, tym
razem na miejscu konsumując śniadanko. Mieliśmy w końcu hytkę i
cywilizowane warunki do tego, dodatkowo byliśmy wyspani, a humory
dopisywały. Po 10 ruszyliśmy w drogę.
Wyjechaliśmy z campingu drogą 51 w stronę Beitostolen. Jest to jeden z największych i najbardziej znanych kurortów narciarskich w Norwegii. Nie zatrzymaliśmy się tam, przejechaliśmy tylko przez to dość zatłoczone, nienaturalnie nowoczesne i niezbyt pasujące do krajobrazu i wyobrażeń o Norwegii miejsce.
Niedaleko za Beito zatrzymaliśmy sie na małym, lecz zatłoczonym parkingu przy drodze. Sprzadają tam własnej produkcji sery. Kozi i typowo Norweski ser brązowy. Kupiłem dość drogi kawałek koziego sera, trójkącik o wadze może 300g, kosztował 170 koron, ale warto było. Ser był przepyszny! Każdemu polecam spróbować norweski serów. Są bardzo dobre. A brązowy jest bardzo specyficzny, ma swoje różne odmiany, ale jest taki słodkawo, słonawy. Czuć w nim również orzechy, a w konsystencji jest taki kremowy, chociaż nie da sie go rozsmarować. Kilka fotek i ruszyliśmy dalej. Pierwszy raz podczas wycieczki byliśmy na ponad 1000 m.n.p.m.
Później z drogi 51 odbiliśmy w prawo w szutrową drogę krajobrazową Jotunheimenvegen. Wiodącą przez park narodowy Jotunheimen. Jechaliśmy nią spory kawałek czasu, wysokość nad poziomem morza wachała sie od 700-1100m. Jej długość, szacuję na jakieś 40-50km, zastaliśmy ją w dobrym stanie, a jechało sie łatwo i w miarę komfortowo.
Dojechaliśmy nią do drogi 255 i w miejscowości
Vinstra, skręciliśmy na E6 w stronę Lillehammer. Dalej z E6
skręciliśmy w 27 wiodącą na północ, przez Venabygd, gdzie
mieliśmy zakończyć dzień, jednak jechało nam się tak dobrze i
było tak wcześnie, że postanowiliśmy ruszyć jeszcze dalej.
W Folldal skręciliśmy w drogę nr 29 i przed dojechaniem do drogi nr 2 w miejscowości Plassen zatrzymaliśmy się na noc na ładnym campingu nad rzeką Folla. Cena za domek na noc to 350 koron. Ciekawe jest to, że w recepcji campingu nikogo nie było. Widniała jedynie informacja, że właściciel pojawi sie po godzinie 18:00. W każdym domku który jest pusty, klucz siedzi w drzwiach i jeśli nie ma na ten domek rezerwacji, można śmiało się w nim "urządzić". Tuż po 18:00 pojawiła sie właścicielka, starsza miła kobieta, z którą uregulowałem płatność.
Warto zaznaczyć, że na campingach w Norwegii panuje zasada, zostaw po sobie porządek, taki jak sam chciałbyś zastać. Za sprzątanie domku można zawsze zapłacić i nie jest to duży koszt, jednak wszystkie niezbętne przyżądy do tego są w każdym domku, a ogarnięcie go po jednej nocy, kolacji i śniadaniu nie zajmuje dużo czasu, więc zawsze poświęcaliśmy 10-15 minut na zamiecenie i przemycie podłogi po nas.
Dzień 4
Następnego dnia wyruszyliśmy po 9:00, jadąc na
północny wschód w kierunku drogi nr
3, a później 30 wiodącej do
miasteczka Røros.
To zabytkowe miasto nadspodziewanie urzekło nas swoim spokojem i atmosferą sprzed wieków. Miasto powstało w XVII wieku i dobrze czuć tamten czas. Większość zabudowań jest drewniana, utrzymana w stylu innym niż standardowe domy w Norwegii. Było to miasto górnicze, wydobywano tu miedź. Kopalnię jak i odlewnię można zwiedzić, koszt biletu za zwiedzanie samej odlewni, w której znajduje sie ciekawe muzeum z ruchomymi makietami to 120 koron, za zwiedzenie kopalni trzeba dopłacić jeszcze 60. Jest wiec tanio jak na ten kraj. Nie wiadomo kiedy minęły nam 2 godziny na spacerowaniu i podziwianiu zabytkowych domów. Ja kupiłem sobie również typowo norweski sweter z owczej wełny. Cena to 600 koron i taniej raczej nie znajdziecie ;)
Z Røros, ruszyliśmy się dalej na
północ, drogą numer 30. Po drodze mineliśmy kilka stad
reniferów, jednak nie bardzo mieliśmy okazję się
zatrzymać, żeby zrobić im zdjęcia, druga sprawa jest taka, że
były daleko od drogi, a fotki z przybliżeniem wychodzą bez
statywu raczej słabo :(
Malowniczą trzydziestką, którą długi czas
podążaliśmy między górami i wzdłóż rzeki,
dojechaliśmy aż do E6 skręcając w stronę Oslo. Zatrzymaliśmy się
na największym jak do tej pory campingu sieci NAF, niedaleko za
miejscowością Oppdal. Cena za hytte na noc to 450 koron, ale
domek był ładny, większy niż te do tej pory, choć nie wyglądał.
Standard campingu również był wyższy. Chyba najlepszy z
całej wycieczki. Łazienki były czystsze i nowsze, do dyspozycji
są pralki i suszarki do prania. Jednocześnie dzięki temu, że był
środek tygodnia było spokojnie i cicho.
Kolejna, przedostatnia już część tej relacji w przyszłym tygodniu :)
Komentarze : 2
Na temat motocykla przeczytasz więcej we wcześniejszych wpisach :) W jednym z nich dość dokładnie opisałem swoje spostrzeżenia na temat tej Yamahy po przejechaniu nią 13000 km.
Zamykam oczy i jestem tam...
Brakuje tylko info nt. samego moto, który ponoć ledwo dotarty ;)
Kategorie
- Mechanika (3)
- Na wesoło (656)
- O moim motocyklu (1)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Turystyka (5)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)