05.09.2016 18:03
Norweskie wakacje
Wycieczkę zaplanowaliśmy na początek sierpnia. Urlop trwał od 1 do 14, czyli środek lata w Polsce. W Norwegii wakacje kończą się w połowie miesiąca, więc tu była to końcówka wakacji. Temperatury jakie napotkaliśmy w tym okresie wachały się od 5 do 22 stopni, więc każdy sam musi ocenić, czy podpinki ocieplające są mu niezbędne. My się obeszliśmy, wystarczyły membrany i bielizna termiczna. Owszem bywalo nieprzyjemnie, jednak jazda przez płaskowyże, zwykle nie trwała na tyle długo, żeby nie dało się tego wytrzymać. Żadne z nas się nie rozchorowało więc chyba ok. Kombinezony przeciwdeszczowe są niezbędne, na dłuższą metę chyba żadna membrana nie wytrzyma kilku godzin jazdy w deszczu. Tak samo buty z membraną nie będą złym wyborem. Ja miałem również, cieplejsze rękawice na motocykl, Julka niestety nie, przez co marzła bardziej.
Noclegi planowałem raczej na kempingach, których
jest tu od groma i raczej nie ma problemu ze znalezieniem miejsca
na nocleg. Najlepsze są z sieci NAFcamping, może są ciut droższe,
ale jest pewność, że standard jest ok, a łazienki zawsze czyste.
Wyjątkiem są weekendy, kiedy robi się tłoczno, zwłaszcza na
zachodzie kraju. Jeśli macie namioty warto je mieć, jednak ciepły
śpiwór to podstawa. My mieliśmy dwa jednakowe, z
możliwoscią łączenia, toleranacja do 5 stopni powyżej zera,
okazały się jednak dość chłodne. Dlatego pod namiotem spaliśmy
tylko raz. Później wynajmowaliśmy domki letniskowe, tak
zwane Hytty. Ceny dwuosobowych domków za noc, wachały się
od 400 do 600 NOK. W domkach znajdziecie lodówkę,
łóżka bez pościeli, kuchenkę elektryczną i jakieś krzesła,
stół. W każdym zawsze znajdzie się również jakiś
elektryczny piecyk. Hotele i pensjonaty to wydatek od 800 koron w
górę. Za prysznic trzeba płacić osobno, wrzucając monetę
do podgrzewacza wody. Zwykle 10 koron za ok 3-5 minut.
Dla oszczędnych w Norwegii istnieje prawo, które
pozwala nocować w większości miejsc na dziko pod namiotem. Trzeba
jedynie pamiętać, żeby rozkładać się co najmniej 150
metrów od zabudowań. Oraz zawsze pozostawić po sobie
nienaganny porządek.
Ceny paliwa w Norwegi bardzo się
różnią i zmieniają się z dnia na dzień. Najtaniej zawsze
jest w poniedziałek i czwartek do godziny 13:00. Po tej godzinie
cena skacze w góre, o ok 2,5-3 korony. Tak więc
ogólnie można powiedzieć, że ceny benzyny wachają się od
10,5 do ponad 15 koron, ale to skrajne przypadki na największych
odludziach. Jakości paliw nie trzeba się obawiać. Diesel kosztuje
zazwyczaj koronę mniej.
Co do jedzenia, to mieliśmy trochę zapasów z
Polski, jakieś konserwy, paszteciki. Słowem rzeczy, które
łatwo się nie psują. Fajnie kupić też jedzenie liofilizowane, nie
zajmuje dużo miejsca, a w razie noclegu w dziczy lub pod
namiotem, można się tym najeść. My mieliśmy też małą składaną
kuchenkę gazową i kilka razy z niej skorzystaliśmy. Trzeba
jedynie pamiętać, żeby nie rozpalać jej na wietrze, o czym
mieliśmy okazję się przekonać :P W Norwegii kupowaliśmy chleb,
lub bułki, ser żółty i czekoladę. Czasem również
mrożone jedzenie. Głównie żywiliśmy się kanapkami i
zupkami chińskimi. Obiad dla dwojga w restauracji to niestety
wydatek mniej więcej taki jak cena domku za noc. Przy okazji
codziennego tankowania, robiliśmy sobie przerwę na kawę i
drożdżówkę. Na stacjach benzynowych Esso lub Statoil
(teraz już circleK) są najlepsze, a cena nie jest
wygórowana. Norwegowie to straszni kawosze.
Skandynawia słynie ze swoich super przyczepnych
dróg zjadających opony. Jednak uważajcie, bo można się
zdziwić, podczas deszczu którgo nie brakuje, łatwo o
uślizg koła jeśli mocniej odkręcacie. Trzeba bardzo uważać na
zwierzęta. Wielokrotnie na swej drodze napotkaliśmy stada owiec,
kóz, czasem nawet krów, wałęsających się
wzdłóż, lub po ulicach. Motocykliści na większości
dróg są zwolnieni z opłat za przejazd. Istnieją jednak
nieliczne wyjątki, oraz promy, za które trzeba płacić, a
często nie ma innej drogi. Opłata na promie jest za motocykl i
kierowcę, Julka miała zawsze gratis. Co jest ciekawe, bo w za
pasażerów w aucie zawsze trzeba płacić.
Czy warto mieć przy sobie gotówkę? Moim zdaniem
nie jest to niezbędne, jesli nie chcecie kupować rzeczy na
straganach lub dość częstych w górach, budkach z serami z
koziego mleka (które polecam). Myślę, że na dwutygodniowy
urlop nie przyda się wam więcej niż 1000 koron w gotówce.
Wszędzie zapłacicie kartą, Visa i MasterCard są jak najbardziej
tolerowane. Stacje benzynowe, mimo iż przeważnie wyposażone w
sklepy, mają przy dystrybutorach czytniki kart i nie trzeba do
nich wchodzić. Kempingi NAF-u również wszystkie mają
terminale płatnicze, a nawet "niezbędne" dla wielu dziś WiFi na
całym terenie. Na terenie Norwegii, raczej w każdym wypadku
dogadacie się po angielsku.
Podczas 10 dniowej wycieczki, wydaliśmy ok 9000 koron
norweskich, co daje jakieś 4500 zł w przeliczeniu, na dwie osoby.
W tej kwocie jest paliwo, noclegi jedzenie. Nie ma w niej tylko
ceny za prom do Polski ze Szwecji z uwagi na to, że te ceny się
zmieniają i wszystko zależy od tego co sobie na promie
zamówicie i z jakim wyprzedzeniem rezerwujecie. My
płyneliśmy Steną, jednak wybór jest większy. Można
również, pokusić się o trip mostem ze Szwecji do Danii,
jednak ja miałem to już za sobą i wolałem wcześniej i wygodniej
wrócić do domu.
Jeśli o czymś zapomniałem, śmiało pytajcie, następny wpis będzie o pierwszych dwóch dniach naszej wycieczki. Trzymajcie się :)
Komentarze : 3
jazda na kuli - na zorze jeszcze i dla nas przyjdzie czas, sam też jeszcze nie widziałem, a musi to robić ogromne wrażenie
okularbebe - oj tego typu motocykl sprawdza się super w takich warunkach, w Norwegii jest mnóstwo dróg szutrowych, często krajobrazowych i zaznaczonych w przewodnikach. Na takim turystycznym enduro jedziesz jak po zwykłej drodze, z każdym innym motocyklem będziesz już trochę walczył i bał się o opony na kamieniach. Głębokość i profil bieżnika robi swoje.
Kategorie
- Mechanika (3)
- Na wesoło (656)
- O moim motocyklu (1)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Turystyka (5)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)