17.11.2016 18:13
Co było dalej...
Jeśli czytaliście moją relację z wycieczki po Norwegii i moje poprzednie wpisy wiecie, że na stałe mieszkam niedaleko Oslo, jednak swoją Yamahę kupiłem i trzymam w Polsce. Po urlopie i kilku wcześniejszych miesiącach pobytu Cielaka w Norwegii zostałem sam bez motocykla. Sezon trwał w najlepsze, jak na złość pogoda we wrześniu znacznie się poprawiła. Cały miesiąc był słoneczny i nie padało. Paradoksalnie było to coś strasznego. Jakbym stracił cząstkę sensu istnienia. Brak zajęcia w czasie wolnym, nuda, rutyna dnia codziennego... bezcelowość powrotu do domu po pracy. W końcu kilka nieprzespanych nocy z tego powodu. Czułem się chory. Czy uzależniłem się od motocykla? Nie wiem, być może. Ale teraz z perspektywy czasu myślę, że było to chwilowe załamanie, teraz gdy szybko robi się ciemno, od jakiegoś miesiaca temperatura nie przekracza 10 stopni, a w ostatnim tygodniu spadł śnieg, jakoś łatwiej się z tym pogodzić... Nie tęsknię, aż tak za tym, wydaje mi się to naturalne. Ten brak motocykla.
W końcu w drugiej połowie września zacząłem przeglądać
norweski portal aukcyjny z ogłoszeniami sprzedaży motocykli.
Stwierdziłem, że może odłożę coś przez zimę i kupię coś starszego
na przyszły sezon, żeby zacząć go jak każdy normalny
motocyklista, powoli nabijać kilometry, a przede wszystkim mieć
zajęcie.
Używane motocykle w Norwegii są strasznie drogie. Można
powiedzieć, że prawie nie tracą wartości. Wynika to
prawdopodobnie z tego, że nowe są mocno opodatkowane (przez co
często 3-krotnie droższe niż u nas), wielu motocyklistów
kupuje motocykl niemal na całe życie (w tym sezonie spotykałem
japońskie motocykle z lat 70-80, które wyglądały niewiele
gorzej niż w czasach swojej świetności), potrafią o nie zadbać, a
przede wszystkim stać ich na to. Sytuacji nie ratuje fakt, że w
tym roku ceny nowych spadły gwałtownie, gdzieś o 1/3, co nie
zmienia faktu, że na Europejski standard dalej jest cholernie
drogo.
Znalazłem jednego GSR600 z rocznika 2006, za rosądną jak
na Norwegię
cenę,
z przebiegiem 42000 km.
Motocykl stał u dealera w Oslo, ponoć po przeglądzie i regulacji
zaworów, miał mieć też nowe opony. Dość napalony i opętany
opowieściami innego blogera, pojechałem go obejrzeć. Niestety nie
spodobał mi się. Był dość zaniedbany wizualnie, porysowany, miał
sporo odprysków od kamyczków, prawdopodobnie
jeździł trochę zimową porą, bo gdzieniegdzie wychodziła rdza...
Zrezygnowałem, martwiąc się o ewentualny problem z odsprzedażą go
później. Nauczony swoim GS500 chciałem coś do jazdy, a nie
do inwestowania...
U dealera tego było również dużo innych maszyn.
Używanych jak i nowych. Sprzedają tam Hondę, Suzuki, oraz BMW. No
i skutery, ale te nie interesowały mnie zupełnie. Pochodziłem
między stoiskami poszczególnych marek, orientowalem się
mniej więcej co ile kosztuje i na co ewentualnie mógłbym
sobie pozwolić. Przymieżałem się do raczej lekkich i mniej
wymagających sprzętów, które można nazwać by
babskimi, lub po prostu nudnymi na dłuższą metę. Nakedy, lub
motocykle udające sporty. Honda CBR650F i jej bliźniaczka CB650F
oraz CB500F. Suzuki moją uwagę przykuło nowym SV650, GSXs1000,
GSXr600... Jednak te dwa ostatnie stały poza możliwościami
finansowymi. Co nie zmienia faktu, że maszyny to zacne. BMW
całkiem odpuściłem, tańsze modele zupełnie do mnie nie
przemawiają. A reszta, to wiadomo, cena kosmos. Bijąc się z
myślami opuściłem budynek i odjechałem samochodem w stronę domu
przez zakorkowane Oslo...
Ciąg dalszy nastąpi...
Komentarze : 6
Dość długo, bo od połowy września. Domyślam się, że poczekam jeszcze do wiosny. Mój starszy model poszedł od ręki, ten czeka. To pewnie przez ten kolor felg - nie pasują do niczego :-)
okularbebe:
Ja na szczęście co i raz przylatuje do Polski, wiec mam okazję się przejechać, albo chociaż zdjąć pokrowiec i popatrzeć na Yamahę, teraz niedługo czas świąt więc przez dwa tygodnie będę w domu. Może też uda się trochę pojeździć :)
Co to twojego GSRa, to już chyba dość długo sprzedajesz?
Ja w ogóle nie rozumiem za bardzo określenia "motocykl marki premium". Zdaje sobie sprawę jednocześnie, że są motocykle produkowane z tańszych i droższych materiałów, jedne mają więcej elektroniki inne tylko niezbędne minimum. Ale mówiąc o motocyklach ze średniej czy wyższej półki, nie może być dla mnie mowy o gorzej lub lepiej spasowanych plastikach, lub ich lepszej lub gorszej jakości. Powłoki lakiernicze też raczej stoją na podobnym poziomie. Antykorozja również, przynajmniej powinna...
Płacimy więcej za wyimaginowany prestiż i marketingowe pranie mózgu.
I nie, nie mam nic do posiadaczy BMW czy Ducati. Nie zaglądam też nikomu do kieszeni. Po prostu pewnych rzeczy mój prosty umysł nie jest w stanie zrozumieć. Np po co komu 150000 możliwości ustawienia mapy zapłonu w Multistradzie? Jak są 3-4 tryby podstawowe, które sprawdzą się w każdych warunkach... a za to się płaci.
A przepraszam, i jakby coś to mam niezardzewiałego GSR na sprzedaż, który nawet trzyma się kupy :-)
Że aż przytoczę link z prezentacją, heh:
https://www.youtube.com/watch?v=qEOHqfyVHQ8
Podrdzewiały gsr600 to wyjątkowo smutny dla mnie widok - też podobnego widziałem.
Tak jak jazda na kuli myślę, że tylko jeden motocykl na całe życie to zdecydowanie za mało. A nawet kilka motocykli też chyba byłoby za mało.
Co do lekkiej deprechy jaką po sezonie mamy, to podobno normalka. Fajnie jednak byłoby, gdybyś mógł chociaż popatrzeć na swój motocykl lub na nim posiedzieć w tym czasie. Mi to pomaga.
bmw cena kosmos. no tak, było by to do zaakceptowania, gdyby bezpośrednio przekładało się na jakość. niestety z tym bywa różnie. albo, gdyby jak piszesz kupowało się moto na całe życie. a tak co - wywalasz furę kasy, czasem na raty (weź jeszcze teraz zapłać obowiązkowe oc do kredytu) i za 3 lata sprzedajesz i tak, bo się nudzi (mała strata wartości pozostaje jedynie na otarcie łez)
jest w beemce coś ze sztucznie wykreowanej marki premium
Kategorie
- Mechanika (3)
- Na wesoło (656)
- O moim motocyklu (1)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Turystyka (5)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)