23.11.2016 17:25
Decyzja
Po wizycie w salonie w Oslo kilka dni wcześniej, dalej biłem się z myślami, przeglądałem internety w poszukiwaniu czegoś ciekawego, czegoś co wypełniłoby mi lukę w życiu po odprowadzeniu Cielaka do Polski. Oczywiście nic się nie pojawiało, miałem tylko większy mętlik w głowie. Wraz z nadejściem drugiej połowy września, zaczęły się wyprzedaże rocznika.
Wybór stał się troche większy. Niektóre motocykle zostały na prawdę mocno przecenione, co nie znaczy, że stały się tanie. Jednak można powiedzieć, że kupno byłoby okazją. Nie mówie tutaj o testówkach, tylko o całkiem nowych sprzętach z zerowym przebiegiem. Na ten przykład Suzuki GSXs1000 został przeceniony ze 180 000 koron na 150 000. Mniej więcej 15 tysięcy zlotych obniżki, nieźle nie? Jakby kogoś było stać na ten motocykl w Norwegii, to przez dwa lata prawdopodobnie nic nie straci. Całkiem niezły deal, jak za sprzęt który na pewno zapewni masę wrażeń. Jednak mój wymarzony od kilku ładnych lat Z800, dalej stał poza zasięgiem. Kawasaki cenowo w Norwegii wyraźnie aspiruje do marki premium.
Dlatego przy Suzuki już zostaniemy. Tutaj w Norwegii marka z
Hammamatsu jest bardzo niszowa. Motocykle te są mało popularne,
nie za bardzo rozumiem dlaczego. Może "o zgrozo" z powodu, że są
tańsze niż reszta? Jedynie GSX-Ry jak wszędzie widać
trochę. Wróciłem do salonu, który odwiedziłem
wcześniej. Byłem zainteresowany GSXsem, jednak był już sprzedany.
Zwróciłem się ku SV650. Żeby było ciekawiej obok stał
Gladius, więc miałem porównanie ile zmieniło się w tych
motocyklach. Zmieniło się niewiele. Najbardziej rzuca się w oczy
lampa i zegary. Zbiornik jest troszkę inny, zadupek
również. Można powiedzieć, że jest to po prostu duży
facelift. Rama również delikatnie zmieniona. Sprawia
wrażenie lżejszej, jak cały motocykl. Wyraźnie nastąpiła jakaś
zmiana w układzie chłodzenia. W SV650 jest jakby więcej węży po
prawej stronie silnika. I to mi się troszkę nie podoba. Wiszą one
tak sobie, trzymając się tylko dzięki temu ze są sztywne. Podczas
jazdy tego nie widać, a to w sumie budżetowy motocykl, więc to
detal dla czepialskich. Pozycja jest wygodna. Kierownica
sama wpada w dłonie. Przy moim wzroście jest tam gdzie być
powinna. Kolana ugięte pod rozsądnym kątem. W zawieszeniu i
hamulcach widocznych zmian nie ma. Tyle z rzeczy widocznych na
pierwszy rzut oka.
Efekt jest taki, że wyszedłem z salonu z
podpisanymi papierami i nowym kaskiem w ręku, który
dodatkowo wysępiłem od sprzedawcy. Pozostało poczekać tydzień na
tablice rejestracyjne.
Czy to słuszna decyzja? Czy nie cofam się troche w rozwoju, kupując motocykl do zdawania prawa jazdy? Czy da mi on frajdę i chociaż odrobinę dreszczyku emocji? Na te pytania odpowiem następnym razem, kiedy również opiszę swoje pierwsze wrażenia z jazdy na Suzuki SV650A anno domini 2016 porównując je również trochę do Yamahy i Triumpha.
Komentarze : 4
piona za wybór! kocham ten silnik. co ciekawe ja również miałem przyjemność z sv650 ostatnio pojeźdźić, ale z roku 2002'go i powoem Ci, że....albo nie - za tydzień wpadnie u mnie recenzja :)
ciekawe z tym Suzuki w N. , myślę, że jest tak jak piszesz - w b.bogatym społeczeńtwie tańszy produkt może być synonimem braku sukcesu. w PL ceny japońców są podobne, chociaż bandit i dl1000 to dalej najtańsze litry w swojej klasie.
gratulacje z powodu zakupu. moim zdaniem 2gi sprzęt w stajni o zupełnie innej wadze i charakterze to dobry wybór
Shoei NXR w malowaniu Valkyrie TC-10 :) tak, żeby wszystko do siebie pasowało :D
No to pięknie. Nowy motorek powinien zrobić robotę. Tak to już wygląda jak chce się jeździć.
A co to za orzeszek nabyłeś?
Kategorie
- Mechanika (3)
- Na wesoło (656)
- O moim motocyklu (1)
- Ogólne (151)
- Ogólne (5)
- Turystyka (5)
- Wszystko inne (25)
- Wszystko inne (4)